Konie chcą nas rozumieć

Jeden z największych współczesnych koniarzy, Pat Parelli, mówi, że aby osiągnąć prawdziwe porozumienie z koniem, trzeba stosować zasadę 3 x L (od trzech słów angielskich zaczynających się na tę literę). 3 x L to love (miłość), language (język), leadership (przywództwo). Na pierwszym miejscu Pat umieścił miłość. Miłość musi być właściwie rozumiana, musi być bezinteresowna, szczera, prawdziwa, nie udawana, a wtedy będzie kluczem do wszystkiego, kluczem do wielu drzwi, także do drzwi końskiego boksu i końskiego serca.

Wraz z pierwszym numerem październikowym KiR czytelnicy otrzymali płytkę DVD z filmem zatytułowanym: „Konie chcą nas rozumieć”.

Numer rozszedł się błyskawicznie, a film stał się tematem dyskusji. Odebraliśmy (twórcy filmu) sporo telefonów świadczących o zainteresowaniu przedstawioną na filmie ideą porozumienia i współpracy człowieka z koniem. Komunikat – przesłanie, jakie chcieliśmy przekazać czytelnikom KiR oraz wszystkim, do których film trafił (np. przez Internet) w zdecydowanej większości odebrane zostało w sposób właściwy i oczekiwany. Ucieszyło nas to bardzo i uznaliśmy to za najlepszą zapłatę za wysiłek oraz najcenniejsze honorarium. Ponieważ – jak zwykle – pojawiły się gdzieniegdzie słowa krytyki, czy powątpiewania w sens tego, co na filmie było pokazane, postanowiłem dodać jeszcze kilka słów komentarza.

Zacznę od wyjaśnienia, iż celem naszym nie było promowanie którejkolwiek z występujących w filmie osób poprzez pokazanie, jacy to wspaniali jeźdźcy, jak świetnie jeżdżą konno i potrafią zmusić konia do posłuszeństwa prowadząc go samym dosiadem. Chcieliśmy natomiast pokazać, jakimi wspaniałymi zwierzętami są konie, jak starają się nas rozumieć i współpracować z nami, jeśli tylko damy im szansę, stwarzając odpowiednie warunki. O tych warunkach mówiłem w filmie. Powtórzę raz jeszcze: Konie trzeba po pierwsze prawdziwie kochać! Po drugie trzeba je poznać i zrozumieć, a po trzecie trzeba rozmawiać z nimi językiem dla nich zrozumiałym.

Jeden z największych współczesnych koniarzy, Pat Parelli, mówi, że aby osiągnąć prawdziwe porozumienie z koniem, trzeba stosować zasadę 3 x L (od trzech słów angielskich zaczynających się na tę literę). 3 x L to love (miłość), language (język), leadership (przywództwo). Na pierwszym miejscu Pat umieścił miłość. Miłość musi być właściwie rozumiana, musi być bezinteresowna, szczera, prawdziwa, nie udawana, a wtedy będzie kluczem do wszystkiego, kluczem do wielu drzwi, także do drzwi końskiego boksu i końskiego serca.

Tak się złożyło, że również w październikowym numerze innego „końskiego” magazynu przeczytać można było informację o zakończonym procesie sądowym, jaki się toczył na terenie sąsiadującego z nami od zachodu państwa. W wyniku tego procesu pewna pani, utytułowana zawodniczka ujeżdżenia, finalistka Pucharu Świata, skazana została prawomocnym wyrokiem na grzywnę w wysokości 6500 Euro i trzyletni zakaz pracy ze zwierzętami za znęcanie się nad trenowanymi przez nią końmi. Ta pani z pewnością twierdziła, że uprawia jeździectwo, bo „kocha konie”. Boże broń przed taką miłością!

Powie ktoś: „to wyjątek, czarne owce zdarzają się w każdym stadzie”. W porządku, byle tych czarnych owiec było jak najmniej. Wystarczy jednak dokładnie rozejrzeć się wokół siebie, a okaże się, że i w naszym stadzie nie brakuje „czarnych owiec” udających często „niewinne baranki”. Te „czarne owce” często mają się świetnie, bo tak naprawdę ich „czarna wełna” nikomu specjalnie nie przeszkadza. Kto ośmieli się napiętnować uznaną osobistość, choć widać, że jej „runo” bardzo czasami ciemne?

Sport kojarzy się przeważnie z czymś szlachetnym i wzniosłym. Słyszy się o „szlachetnej sportowej rywalizacji”, o „duchu fair play”, o „humanitarnych aspektach sportu” itp, itd. Jeździectwo to też sport określany pięknym i szlachetnym. Takim rzeczywiście mógłby być, gdyby ludzie nie ulegali zbyt często pokusie szybkiego dążenia do sukcesów, bez baczenia na koszty, jakie przy tym ponoszą współtworzące ten sukces konie.

Jeden z trenerów po obejrzeniu filmu skomentował go mniej więcej tak: „Wojtek ma skłonności do lansowania jakichś starych metod postępowania z końmi, teraz się trenuje nowoczesnymi metodami”. Może miał na myśli „nowoczesne” metody typu stosowanie ochraniaczy nasączonych substancją chemiczną, która powoduje piekielny ból przy kontakcie nogi konia z drągiem. Może też miał na myśli rollkur, który często doprowadza do nieodwracalnych zmian w obrębie komórek mózgowych konia poprzez niedotlenienie, spowodowane przyblokowaniem tchawicy konia przez nienaturalnie wygięty kręgosłup szyjny i upośledzeniem dopływu tlenu do mózgu.

Jeżeli to są „nowoczesne” metody treningu koni, a porozumienie bez przemocy jest starodawne (a jest, bo już Ksenofont o tym mówił) i nienowoczesne, to ja już wolę być stary i nienowoczesny. Niedawno mój wnuk zapytał mnie: „Czy jak Dziadek się urodził, to dinozaury jeszcze żyły?”. No nie, taki stary to ja nie jestem, choć dla niektórych mogę mieć przestarzałe poglądy.

Mamy w kraju z pewnością niemałą rzeszę ludzi prawdziwie kochających konie. Powstają fundacje zajmujące się ratowaniem koni przeznaczonych na rzeź. To piękne i szlachetne inicjatywy, godne społeczeństwa, którego historia przez wieki „pisana była końskimi kopytami”. Byłoby jeszcze piękniej, gdyby zniknęły całkowicie liczne wciąż przykłady przedmiotowego traktowania koni pod pozorem szlachetnej, sportowej działalności.

Jestem jednak przekonany, że do świata koniarzy wkracza nowoczesność (nie taka, jaką sugerował kolega trener). Wkracza nowoczesne postrzeganie i nowoczesny stosunek do otaczającego nas świata, do przyrody, której nierozerwalną częścią są konie i my sami.

https://youtu.be/15DGCYX3Xos
https://youtu.be/FFwKLLTxw28
https://youtu.be/4V53s5fCg_k

 

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *